Miejskim elektrykiem do Hannoveru – relacja

Miejskim elektrykiem do Hannoveru – relacja

29 stycznia, 2023 Wyłączono przez Aleksander Czyż

W paźdierniku 2022 jeździliśmy naszą Kią od roku. Oto relacja z pierwszej dłuższej wyprawy, która zawsze powoduje pewien niepokój. Okazało się, że niepotrzebnie.

Od ponad roku jeździmy miejską Kią Soul 39kWh. Autko uwielbiamy i nakręciliśmy nim (nią?) już prawie 30 tys. km. (temat na osobny wpis!). W zeszłym tygodniu pojawiła się konieczność służbowego wypadu do Hannoveru z funfactory.pl i Tulipan.pl (530km w jedną stronę plus kilkadziesiąt km krążenia na miejscu) – no i pytanie: czy może jednak będzie lepiej spaliniakiem? W końcu ceny na niemieckich ładowarkach są wyższe – to fakt. Do tego nonstop słyszymy jak to na szybkich ładowarkach wychodzi „drożej niż dieslem”? Z naszych wstępnych wyliczeń koszt wychodził podobny.
Zamiast przesiadać się do benzyniaka czy diesla – zdecydowaliśmy się powiedzieć: „sprawdzam!”.

Przygotowania

W głowie mętlik – gdzie ładować? Czym płacić? A co, jeśli nie zadziała? Czy w ogóle warto się pchać „melexem”? Aby uniknąć stresu, postanowiliśmy solidnie odrobić zadanie domowe.


Do dyspozycji mieliśmy trzy karty RFID (inaczej – zbliżeniowe), zapewniające roaming ładowania – czyli umożliwiające uruchomienie ładowania w wielu sieciach. Karty to: 1) polska GreenWay, 2) „fabryczna” Kia Charge (Digital Chargin Solutions – DCS) oraz, wyrobiona dużo wcześniej 3) karta flotowa Shell Recharge. Każda z kart ma też apkę umożliwiającą lokalizowanie ładowarek oraz uruchamianie ładowania. Jako backup i rozpoznanie cen dodaliśmy też apkę PlugSurfing. Na szczęście, oprócz jednej karty, cały ten arsenał okazał się ostatecznie NIEPOTRZEBNY. Ale o tym za chwilę.

Aby legalnie wjechać do centum miast z Umweltzone, zamówiliśmy też na Allegro naklejkę – „zieloną czwórkę”. Tak, elektryki też muszą ją mieć!

Z pomocą apki Chargeprice porównaliśmy ceny w kilku punktach ładowania. Ceny ładowania między sieciami roamingowymi znacznie się różnią, ale jeszcze bardziej różnią się ceny pomiędzy poszczególnymi ładowarkami. W przypadku szybkich ładowarek zakres cen wynosił od €0,45 do €0,92 za kWh, czyli ponad dwukrotność! Zdecydowanie najkorzystniej – zarówno pod względem liczby dostępnych miejsc ładowania, jak i cen – wypadł Shell. Pozytywnego wrażenia o Shell Recharge dopełniła przejrzysta i dobrze działająca apka.

Naładowani do 70% wyruszamy.

ABRP pokazał nam trzy przystanki – z czego pierwszy jeszcze w Polsce. I tu pierwsze zaskoczenie – cena za kWh płacąc kartą Shell była nawet ciut NIŻSZA niż bezpośrednio na GreenWay (bez wykupowania abonamentu). Eureka! – dotarło do nas, że pozostałe karty i apki są zbędne. Nawet w Polsce. Płacenie jedną kartą nie tylko jest wygodniejsze, ale też zapewnia najlepsze stawki i ułatwi księgowej rozliczenie służbowego wyjazdu.

Pierwsze miejsce ładowania po niemieckiej stronie – dwustanowiskowa ładowarka o potężnej mocy 475kW, ale… oba stanowiska zajęte. A, że nasza elektryczna „dusza” i tak nie jest w stanie przyjąć więcej niż 50kW, nie zastawiając się ani chwili, ruszamy na lądowisko zapasowe – odległą o kilometr ładowarkę 75kW – w dodatku znacznie tańszą.

Kolejne przystanki zastosowaliśmy już tę samą zasadę – wybieraliśmy tańszą ładowarkę w okolicy jedynie zasugerowanej przez ABRP. Np. zamiast ładować na drogim Ionity, udaliśmy się tuż obok do wolniejszej, ale znaczniej tańszej EnBW czy Allego.

„Koszmarne problemy”

Nie obeszło się bez problemów. Na 8 odwiedzonych w Niemczech ładowarek DC jedna okazała się zajęta (ta wcześniej wspomniana), a jedna nie chciała wystartować – problemem mogła być ułamana wtyczka (zdj.).

W polskich realiach ładowarkowych mogłoby być już ciężko. Ale w obu przypadkach po prostu przeparkowaliśmy auto na inną ładowarkę w pobliżu. I tu lista problemów się kończy. Wszystkie sesje natychmiast startowały z użyciem karty Shell.

Prędkość/czas/zużycie

Kanciasty Soul nie jest niestety najlepszym autem na autostrady. Na tempomacie trzymaliśmy 115 km/h, co jest jest dla niego prędkością jeszcze w miarę ekonomiczną, a jednocześnie pozwala nie wlec się za tirami. Zużycie oscylowało między 15 a 17,5 kWh/100km. Przez całą drogę zdecydowanie sprzyjała nam jesienna, słoneczna pogoda – temperatury w okolicach 17-20 stopni nie wymagały używania klimatyzacji, ani ogrzewania. Google maps, omijając remonty na niemieckiej A2, puściło nas nawet wybetonowaną drogą leśną (zdj.).

Całkowity czas postojów był w miarę spójny z przewidywaniami ABRP i wyniósł około 1,5h w jedną stronę, a czas jazdy – około 6 godzin. Czas spędzony na zmianę za kierownicą, rozprostowanie nóg i szybki lunch nie uważamy z stracony, ale przejazd zajął około 1h dłużej niż zwykle spaliniakiem (jeździmy tak prawie co roku od 2011). Jeden z postojów wypadł akurat na dawnej granicy między NRD i RFN (zdj.)

Koszt

Koszt przejechania 1200 km pozytywnie nas zaskoczył i wyniósł 287,74 zł (w tym 3 zł za płatny odcinek A2). Oprócz wybierania tańszej ładowarki w miejscu gdzie akurat byliśmy, nie wykonywaliśmy żadnych „szpagatów”, aby ładować taniej. Ładowaliśmy tam, gdzie było wygodniej. Najdroższą sesją ładowania okazała się ta w Polsce – na Ionity w Świecku. Tak, tutaj już nie można było przebierać w opcjach.
Ani razu nie korzystaliśmy też z ładowana AC (które jest znacznie tańsze i wynosi zwykle €0,33/kWh).
Jeżdżący dużo i często, zwykle decydują się na abonamenty – i tu pojawia się pole na kolejne oszczędności (o tym innym razem).

Podsumowanie – czy warto?

Przy cenach paliwa przekraczających w Polsce 7 zł i w Niemczech już 2 euro za litr, koszt przejazdu spadł o około połowę względem auta spalinowego. Ale zdajemy sobie sprawę, że ceny – za równo paliw, jak i prądu są dynamiczne – czytający te słowa muszą liczyć się zmianami. Czas przejazdu nieco się wydłużył – posiadacze aut z większą baterią na pewno będą tu mieć znacznie lepsze wyniki. Dla nas największym plusem była przyjemność z jazdy i korzystanie z elektryka na miejscu podczas trzydniowego pobytu. Odkryciem jest dla nas fakt, że poruszanie się w kraju przyjaznym elektromobilności okazało się zdecydowanie prostsze niż w Polsce – praktycznie nie wymagające planowania, do którego przyzwyczaiła nas Polska sieć ładowarek.

Czy następnym razem pojedziemy na prąd? Raczej tak!